PRACA W GASTRONOMII -- WADY I ZALETY


Hejka!
Jak tam kochani po Świętach? Pewnie przejedzeni? Ja pałaszowałam ciągle bigos teściowej - jest najlepszy na świecie! Święta minęły w bardzo szybkim tempie. Nie wiadomo kiedy, a tu już środa jest. Ciekawa jestem czy jesteście zadowoleni ze swoich prezentów? Ja bardzo ponieważ otrzymałam od męża srebrny zestaw: kolczyki, łańcuszek i zawieszkę, a mój mąż dostał zegarek. Dzieciaki zabawki, to wiadomo....

Dzisiaj chciałabym poruszyć dość istotny temat o pracy w gastronomii i jej wadach i zaletach. Chciałam obalić pewne mity, które krążą w świecie, ale chciałabym również napisać jak, to jest, od środka. Jesteście ciekawi?


Tuż po szkole gastronomicznej od razu zaczęłam szukać pracy i wylądowałam w lunch barze w Warszawie na Jerozolimskich w biurowcu, w którym pracowałam ok 5 lat. Pierwsza moja ukochana praca. Na początku było bardzo trudno się wkomponować i wszystkiego się nauczyć, bo jak mam mieć doświadczenie zawodowe tuż po szkole? No niby miałam praktyki dwa razy w tygodniu, ale nikt nie chciał nas (praktykantów) dopuścić do lepszych i ciekawszych zajęć jak mycie garów. Niestety takie realia....

Na szczęście trafiam na bardzo dobrą szefową, która widziała we mnie potencjał i która mi dała szansę, abym się nauczyła wielu rzeczy. Tak przesiedziałam kilka lat na dziale sałatki i surówki połączonym z działem kanapkowym i zmywakowym. Tak, byłam pomocą kuchenną i jestem i pozostanę i to z własnego świadomego wyboru. Niektórzy mówią, że to prosta robota, ale tak nie jest. Trzeba być bardzo szybkim i bystrym, aby opanować zrobienie 450 kanapek w 1,5 godziny. Surówki też robiłam tak na około 450 obiadów i to dzień w dzień (codziennie inne). Na szczęście sałatek szło o wiele  mniej, ale i tak trzeba było je przygotować od 7 rano do 8:30 z motorkiem w tyłku. Mój zakład pracy, to typowy lunch bar, gdzie do godziny 11:30 trzeba było wydać wszystko na wydawkę i od tej godziny zaczynał się kocioł. Z racji tego, że jestem bardzo szybka i sprytna byłam na wydawce, kuchni i zmywaku. W gastronomii trzeba mieć 6 biegów, a nie 5. W tym zakładzie przesiedziałam kilka lat ponieważ atmosfera była super, płaca w Warszawie dobra i miałam w miarę blisko. Jednak życie miało dla mnie inny plan i zaszłam rok po ślubie w ciążę. Postanowiliśmy się wyprowadzić pod Kraków i do dziś mieszkamy w pięknej miejscowości Rusocice. Gdy Majka trochę podrosła postanowiłam zmajstrować z mężem kolejne dziecko i za kilka miesięcy przyszedł Kubuś na świat. Moja kariera gastronomiczna zawisła w powietrzu. W międzyczasie tworzyłam i tworzę bloga kulinarnego, gdzie traktuję go jako wirtualną książkę kucharską. Tak. Mam go już kilkanaście lat.


Obecnie Kubuś ma 3 lata i jakiś czas temu wróciłam do pracy. Niestety z tamtą firmą w Warszawie musiałam się pożegnać i znalazłam inną pracę w Krakowie. Tuż pod Wawelem w gimnazjum na stołówce. Przez pierwsze pół roku było super, ale niestety nic nie trwa wiecznie i przyszła kucharka, której w głowie się po pewnym czasie poprzestawiało i nie mogłyśmy się dogadać. Myślę, że chyba nadmiar obowiązków ją przytłoczył i zaczęła wariować, ale nie ważne. Zwolniłam się i na nowo szukam pracy w tym fachu. W między czasie byłam w kilkunastu miejscach na dniach próbnych i mam porównanie. Chciałabym wam opowiedzieć jeszcze troszkę o mitach jakie panują o  restauracjach czy innych punktach gastronomicznych.



Pierwszy mit to: nie wolno jeść kotletów mielonych, bo są stare i wszystko jest zmielone w nich - może i kiedyś tak było, ale nie za moich czasów. Przerobiłam sporo punktów gastronomicznych i w żadnym (podkreślam w żadnym) się z tym stwierdzeniem nie spotkałam. Teraz mamy takie czasy, że o klienta trzeba walczyć....

Praca w gastronomii jest superbo jesz ile chcesz i co chcesz - to zależy, gdzie pracujesz i jakiego masz szefa. Mając praktyki w hotelu czterogwiazdkowym koło Warszawy musiałam zabierać ze sobą kanapki, bo szef ganiał jak widział, że ktoś coś je. Z kolei w pierwszej pracy jadłam i piłam co chciałam, a szefowa nam na to pozwalała. W stołówce było tak samo, ale ostatnio, było tyle pracy, że nie było kiedy zjeść i momentami co, bo kucharka tak wyliczyła, że my pracownicy głodni chodziliśmy. Czasami też wychodziłam głodna, bo miałam busa i nie mogłam zostać dłużej, aby coś zjeść. Także zależy od miejsca i szefostwa, ale pamiętam, że byłam kiedyś w pewnej restauracji, to kucharz pytał się pracowników: co ugotować? Byłam mile zaskoczona :)

Niestety praca na kuchni jest ciężkim kawałkiem chleba. Każdy, kto pracował lub pracuje, to potwierdzi. Kucharze mają najgorzej, bo cały obowiązek spływa na nich. My pomoce mamy teoretycznie wszystko gdzieś. To kucharz musi się o wszystko martwić, wyliczać, zamawiać, ale idzie za tym odpowiednie wynagrodzenie. Mimo wszystko musi mieć łeb na karku i o wszystkim myśleć, a pomoc? Przyjdzie, zrobi co jej każą i do domu. Wolę mieć mniej na głowie i nie  stresować się. Nie muszę zarabiać po kilka tysięcy...

Jak pracujesz na kuchni, to zapewne do domu sobie coś przyniesiesz? Tutaj również zależy od szefostwa. W pierwszym zakładzie musiałam za obiady płacić jeśli chciałam do domu zabrać. W tej drugiej już nie. Szefowa nam pozwalała zabrać jedzonko do domu jeśli zostało. Oczywiście wszystko pod jej okiem :)

Zarobki? Obecnie jest wielka dupa i nie ma ludzi do roboty. Ile my się ostatnio naszukaliśmy w miarę ogarniętych ludzi. Tragedia, albo nie przychodzą wcale, a jak już przyjdą, to bez cienia doświadczenia.  Mimo wszystko pracodawcy nie chcą więcej płacić. Stawka godzinowa to 10 - 13 zł na czysto. Przykładowo kucharz już zarobi od 3 tyś w górę, a pomoc od 2 tyś. Zależy gdzie oczywiście, bo w typowej restauracji, to pomoc zarobi i 2700 zł. Bez większych udziwnień...

Godziny pracy? Ja znalazłam taką pracę od 7-15 tej.  Moim zdaniem idealnie ponieważ odbierałam dzieciaczki z przedszkola, ale jeśli chcesz pracować w restauracji, to godziny od 11(12) do 24.

Zalety
Zdobywasz cenne doświadczenie
Możesz się rozwijać
Poznajesz nowe smaki
Poznajesz nowe przepisy i uczysz się różnych technik przyrządzania

Wady
Ciężka (fizyczna) praca momentami zmianowa i monotonna
Żeby dobrze zarobić trzeba się ciężko narobić
Czasami niewdzięczna ponieważ nie każdemu dogodzisz. Niestety, każdy z nas ma inne upodobania smakowe.
Gorąca dlatego, bo przy smażeniu nie raz się poparzyłam i pot nie raz lał się po tyłku jak były upały, a klimatyzacji nie ma na kuchni :(


Ciekawa jestem czy ktoś z Was pracuje w gastronomii i czy możecie coś dodać od siebie lub ująć?

16 komentarzy:

  1. Szampana piccolo,
    Brokatu na czoło,
    Uśmiechu na twarzy,
    Szampańskiej zabawy,
    Życzeń serdecznych,
    Wspomnień najlepszych
    oraz braku kaca
    kiedy w Nowym Roku pamięć wraca....



    Szczęścia w Nowym Roku ! :* Buziaki ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. a co do pracy na kuchni to jestem po gastronomiku i wychodząc z zawodówki stwierdziłam że to nie zawód dla mnie i poszłam do LO a potem na Administrację Publiczną i tu pracuje i się sprawdzam w 1000 % :D gotować uwielbiam ale w domu dla męża i znajomych / rodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też poszłam po zawodówce do LO, ale robiąc LO już pracowałam na kuchni.

      Usuń
  3. Świetny post ;) ja pracuję w kosmetologii i raczej w gastronomi bym się nie odnalazła ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj duża rozbieżność :)
      To czekamy na post o kosmetologii od kuchni :)

      Usuń
  4. ja pracuje w handlu i też łatwo nie jest. Bardzo często klienci mają o coś jakieś ale, które nie zależy od nas tylko idzie odgórnie. No i ciężka praca fizyczna daje w kość. Co do gastronomi to ja gotuję tylko w domu i czasami to ciężko mi to idzie, ale uczę się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Praca w gastronomii jest niezwykle ciężka i zawsze podziwiam ludzi, którzy się jej poświęcają. Co do tych kotletów, to nigdy się z taką opinią nie spotkałam, choć pewnie znajdą się słabe lokale, w których stosuje się niezbyt uczciwe praktyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chcą zaoszczędzić na niektórych rzeczach i dlatego pewnie różne praktyki stosują.

      Usuń
  6. Każda praca ma swoje plusy i minusy. Niestety tak już bywa. Grunt to się nie poddawać i szukać pozytywów w każdej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. miałam małą przygode w fast foodzie ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chciałabym mieć własną kawiarnię, ale w moim mieście obawiam się że się nie utrzyma :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Prowadzę mały lokal gastronomiczny i z większością Twoich spostrzeżeń mogę się zgodzić. Uważam jednak, że wszystko zależy i tak od naszego nastawienia i planu biznesowego. Mnie bardzo zależy na rozwoju, dlatego też nieustannie inwestuję w moją restaurację. Ostatnio zakupiłam np. przenośne meble bankietowe, ponieważ planuję poszerzyć swoją działalność o cateringt plenerowy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wpis! Przepracowałam w gastronomii na początku studiów prawie 2 lata. Miało to swoje plusy i minusy, ale pomimo wielu zalet nie wróciłabym już do tej branży. Nie był to jednak czas stracony, naprawdę wiele się nauczyłam. Przede wszystkim szacunku, tolerancji i wyrozumiałości. Teraz już się tak nie niecierpliwię jak idę do restauracji. Doskonale ich rozumiem :) Pozdrawiam.
    odzież dla gastronomii wrocław

    OdpowiedzUsuń

Drogi anonimie bardzo proszę podpisz się jeśli chcesz się wypowiedzieć.
Dziękuję za komentarze :)

Copyright © Mała kuchareczka